logo

biznes-ekonomia
Kult innowacji szkodzi (Lee Vinsel i Andrew L. Russel "The Innovation Delusion")

Kult innowacji szkodzi (Lee Vinsel i Andrew L. Russel
Panujący kult nowości wychwala twórców innowacji. Tymczasem większość ludzi, choć nigdy nimi nie będzie, wykonuje bardzo potrzebną pracę. Dopiero awaria lub katastrofa przypomina, że bez specjalistów od konserwacji/napraw sobie nie poradzimy. Tak uważają Lee Vinsel i Andrew L. Russel w książce „The Innovation Delusion”.

Pomysł na recenzowaną książkę (jej polski tytuł to „Urojenie innowacji”) pojawił się w 2014 r. Wówczas to ukazała się publikacja Waltera Isaacsona zatytułowana „Innowatorzy: jak grupa hakerów, geniuszy i geeków stworzyła cyfrową rewolucję”. Vinsel i Russel nie zgadzali się z tym, że publikacja Isaacsona kładła nacisk tylko na to, co „nowe i błyszczące”, ignorując fakt, że codzienna interakcja z komputerami jest bardziej przyziemna.

Andew Russel zaproponował wówczas, by napisać książkę pod prześmiewczym tytułem: „Konserwatorzy: jak grupa biurokratów, zwykłych inżynierów i introwertyków stworzyła technologie, które jakoś tam działają przez większość czasu”. Tytuł był zabawny, chwytliwy i znajomi zaczęli zachęcać autorów, by poświęcili więcej czasu temu tematowi.

W kwietniu 2016 r. Vinsel i Russel zorganizowali konferencję zatytułowaną „Konserwatorzy” i opublikowali esej zatytułowany „Niech żyją konserwatorzy”. Informacja okazała się atrakcyjna dla mainstreamowych mediów – o konferencji i eseju poinformowały tak renomowane periodyki, jak „The Atlantic”, „The Guardian” czy „Le Monde”. Internetowa stacja radiowa twórców słynnej książki „Freakonomia” przeprowadziła z autorami wywiad. Poproszono ich także o napisanie komentarza do „The New York Times”.

Od tego czasu odbyły się kolejne dwie konferencje na ten temat, a koncepcja doceniania konserwatorów zgromadziła na całym świecie osoby, które zajmują się jej propagowaniem. O co w niej chodzi? Otóż autorzy książki utrzymują, że współcześnie panuje kult innowacji, przez który zaniedbywane jest zajmowanie się konserwowaniem rzeczy stworzonych według starych technologii.

Jednym z bardziej spektakularnych przykładów tego, co się w takiej sytuacji może stać, jest zawalenie się mostu Morandi w Genui 14 sierpnia 2018 r. Zginęły wówczas 43 osoby, a 600 zostało bez dachu nad głową. Kiedy w 1967 r. otwierano tę przeprawę, włoska prasa chwaliła się, że most nie będzie wymagał żadnej konserwacji. I tak faktycznie postąpiono, bo gdy śledczy badali resztki mostu, to okazało się… że niektóre jego części nie były konserwowane od ćwierć wieku.

Każdy chce wynajdywać nowe, mało kto chce dbać o to, by stare działało. Problem polega na tym, że większość technologii, z którymi się stykamy to technologie wynalezione dawno temu. Wystarczy, że rozejrzymy się dookoła. Prawdopodobnie znajdujemy się w budynku stworzonym ze stali, cementu, drewna. Znajdziemy to także śruby gwoździe, farbę. W budynku są meble, światła elektryczne, okna, dywany. Przykładowo, światła LED zostały wynalezione w latach 60. Dywany tworzy się zwykle z materiałów, których technologia produkcji powstała w latach 30. i 50.

Od 2012 r. do 2016 r. autorzy książki pracowali na politechnice Stevens Institute of Technology, która to uczelnia zastrzegła sobie hasło „Uniwersytet Innowacji”. Częścią prezentacji, którą musi przedstawiać w szkole każdy student, jest opisanie, jak bardzo innowacyjny będzie projekt, nad którym pracują.

W praktyce większość projektów nie jest w najmniejszym stopniu innowacyjna. Tak więc głównie zadanie uczących polega na tym, by sprzedać siebie jako innowatorów, którymi nie są. Uczelnia nie chce zauważyć tego, że 70 proc. inżynierów nie zajmuje się wynajdowaniem nowych rzeczy, ale dba o to, by istniejące systemy działały tak, jak trzeba.

Standardowa praca inżyniera nie polega bowiem na innowacji, tylko konserwacji. Analogicznie wygląda sytuacja nauk komputerowych. Między 60 proc. a 80 proc. budżetów na oprogramowanie jest wydawane na istniejące systemy. Według autorów książki, uniwersytety sprzedają absolwentom szkodliwy mit o tym, że głównym zadaniem inżynierów mechaników czy inżynierów zajmujących się komputerami jest wynajdywanie nowych rzeczy.

To nieprawdziwe i nierealistyczne oczekiwania. Sprawiają one jednak, że społeczeństwo nie ceni ludzi, którzy zajmują się konserwacją istniejących rzeczy, np. mechaników samochodowych czy hydraulików. Zawody te nie są raczej postrzegane jako prestiżowe i dające powód do dumy z ich wykonywania. Tymczasem pieniądze wydane na konserwacje to doskonała inwestycja.

Firma konsultingowa Jones Lang LaSalle przeanalizowała wydatki dużych firm telekomunikacyjnych. Okazało się, że sumy wydane na utrzymanie istniejących systemów i zapobieganie awariom przyniosły 545-procentowy zwrot. Przykładowo przeciętny stosowany przez te firmy klimatyzator kosztował 350 tys. dolarów. Roczny koszt utrzymywania takiego klimatyzatora w dobrym stanie to 5500 dolarów, ale dzięki takim wydatkom koncerny rzadziej musiały wymieniać urządzenia na nowe.

Autorzy opisują też historię inżyniera Charlesa Marohna, który zajmował się projektem w miasteczku Remer w stanie Minnesota. Na władze nałożono karę za to, że nieoczyszczone ścieki dostały się do środowiska. Marohn ustalił, że winna była cieknąca 90-metrowa rura, którą poprowadzono pod autostradą. Koszt naprawy oszacowano na 300 tys. dolarów, z tym że cały budżet miasteczka wynosił 150 tys. dolarów.

Marohn dowiedział się, że rząd federalny nie wspomaga finansowo tak małych projektów, w szczególności takich, którym celem jest konserwacja istniejących systemów. Inżynier musiał więc zaprojektować całkowitą przebudowę systemu odprowadzania ścieków za 2,6 mln dolarów… która de facto nie była konieczna. I jako niewielką część tej przebudowy zaplanował wymianę wadliwej rury.

Co frapujące, wielka przebudowa bardzo się spodobała władzom miejskim. Jej przedstawiciele stali w kolejce do przecinania wstęgi, a inżyniera uczczono ogłoszeniem w Remer „dnia Charlesa Marohna”. Marohn twierdzi, że system finansowania inwestycji w USA i wielu innych rozwiniętych państwach jest zbudowany na kłamstwie: rząd federalny chce wydawać pieniądze na budowę nowej infrastruktury, ale już nie na remonty starej. Przykładowo w 2014 r. rząd federalny w USA zapłacił za 40 proc. (69 mld dolarów) nowych projektów infrastrukturalnych, ale tylko za 12 proc. (27 mld dolarów) tych, których zadaniem była konserwacja.

„The Innovation Delusion” to publikacja bardzo na czasie, w związku z gigantyczną awarią oczyszczalni ścieków w Warszawie. O pracy ludzi, którzy dbają o to, by wszystko, co jest dookoła nas, działało jak trzeba, dowiadujemy się prawie wyłącznie w takich sytuacjach. Autorzy popisali się doskonałym pomysłem, ale tak naprawdę wartościowe treści z książki dałoby się zawrzeć na 30–40 stronach. Tymczasem publikacja ma tych stron 272. Jest więc przegadana, ale problem, którego dotyka, jest tak interesujący, że warto przymknąć oczy na wady tej książki i ją przeczytać. Z zastrzeżeniami, ale polecam.

Aleksander Piński/obserwatorfinansowy.pl
Popularne pytania
Czy tatuaż jest niebezpieczny dla zdrowia?
Co palił Stalin?
Jak wytresować kota?
O ile zmienia się wysokość wieży Eiffela w wyniku zmian temperatury?
Jak długo trwa miłość?
W czym mózg kobiety jest lepszy od mózgu mężczyzny?
Ile czasu potrzebuje alkohol, aby uderzyć nam do głowy?
Jak koledzy w szkole przezywali Józefa Stalina?
Kogo Mao cenił bardziej - cesarza Shi, Lenina, Stalina czy Marksa?
Co mają wspólnego bąki i ziewanie?
Jak przed 1936 roku pisało się imię “Jakub”?
Czy w USA znajduje się pomnik upamiętniający zwycięstwo Północy nad Południem?
Dlaczego W-wa doczekała się połączenia między Dworcem Wschodnim a Głównym dopiero w II RP?
Którym reprezentacjom FIFA odmówiła członkostwa?